Pensjonat na Wyspie Upałty

19:26

Kiedy byłam mała, rodzice opowiadali mi różne historie dotyczące naszej okolicy. Mama mówiła o życiu na wsi w czasach głębokiego PRLu, o tym jak trudno było wybrać się do kina i o tym jak daleko trzeba było chodzić do kościoła przez pola. Tata opowiadał o wojnie na Mazurach, o ukrytych bunkrach, o przesiedleniach i opuszczonych gospodarstwach. Wszystkie te historie utkwiły mi gdzieś na dnie pamięci i teraz szukam opowieści w każdym napotkanym domu, lesie i wsi. Mazury pełne są ciekawych historii. Być może teraz nie robią już na mnie takiego wrażenia jak w dzieciństwie, ale wciąż przechodzą mnie ciarki kiedy przypomnę sobie o tym, że wierzyłam w duchy na Wyspie Upałty.




To największa wyspa w Krainie Wielkich Jezior. Od połowy XVI do połowy XIX wieku była w posiadaniu rodziny Lehndorffów, którzy w czasach swej świetności władali rozległymi dobrami sztynorckimi. Znajdowała się tam rezydencja i rozległy park w stylu Ludwika XIV. Wyspa była świetnym terenem łowieckim „Sławne były polowania na łosie na wyspie Upałty. Fale jeziora ułatwiały zwierzętom przepływanie na tę wyspę.”
W północnej części Wyspy Upałty w 1842roku założono restaurację, pensjonat i na brzegu – pomost dla statków. Statki kursowały regularnie na trasie Węgorzewo-Upałty-Sztynort-Giżycko. W pierwszej połowie XX wieku, w czasach międzywojennych pensjonat i restauracja były niezwykle popularne. Przypływali tam tak turyści, jak i miejscowi. Pojawiać się na wyspie było po prostu w dobrym tonie. W latach dwudziestych w części wyspy utworzono rezerwat ptaków.
W maju 1931 r. przed wejściem do rezerwatu pochowano nauczyciela-badacza ornitologa - Augusta Quednaua. Podobno na wyspie pochowana jest także Minna Hesske, żona dawnego lokalnego leśniczego oraz Polak, uczestnik wyprawy Napoleona na Rosję, który po jej fiasku schronił się w Prusach Wschodnich i właśnie na wyspie zachorował śmiertelnie.
W latach czterdziestych gospoda została przekształcona na kasyno wojskowe, dla oficerów z pobliskiej Kwatery Wojsk Lądowych w Mamerkach.
W tym czasie wyspa podobno połączona była z lądem mostem drewnianym (Most spalony został w 1945). Od mostu był dojazd do drogi między Pniewem, a Mamerkami.
Po wojnie w pensjonacie wybuchł pożar, nikt nie zajął się parkiem - wszystko zdziczało i zarosło. Wielka szkoda – restauracja na wyspie, park i tak ciekawa historia na pewno przyciągnęłyby w to miejsce wielu ludzi. Dziś wyspa jest rezerwatem przyrody, informują o tym tablice umieszczone na jej brzegach. Na wyspie znajdują się tylko groby, pozostałości betonowych umocnień z okresu II wojny światowej, po innych budowlach pozostały tylko fundamenty.










materiały znalazłam: tu, tu, tu, i tu



You Might Also Like

12 komentarze

  1. Zawsze się nad tym zastanawiałam - jak to jest możliwe, że kiedy mieszkali tu Niemcy ( u mnie Pomorze Zachodnie) - to prawie w każdej wsi była gospoda i (lub) świetlica wiejska, a teraz nikomu się to nie opłaca:( i niestety często doprowadzane jest to do ruin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Uwielbiam stare pocztówki - mam ich kilka z naszego regionu.

      Usuń
    2. Na Mazurach po wojnie nastąpiła prawie całkowita wymiana mieszkańców. Ta nowa ludność pochodziła z różnych terenów, czasami przesiedlona została pod przymusem i w dawnych Prusach koniec końców mieszkał mix ludności nieiztegrowanej, albo co gorsza wrogo do siebie nawzajem nastawionej. Nic dziwnego, że nikt nie dbał o wspólne dobro, o spotkania, o stosunki towarzyskie. Niektórzy wciąż wierzyli, że są tu tymczasowo, że niedługo wrócą do siebie. Dopiero teraz zaczyna się to zmieniać- powstają świetlice, wymieszana ludność w nowych pokoleniach tworzy nową, wspólną kulturę. Byle tak dalej - może odbudują się dobre miejsca i relacje.;)
      Ale się rozpisałam! Wszystko przez ten esej do magisterki;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Pannaloca, masz rację. Wcześniej była to zbierania, teraz tworzą społeczeństwo i zaczynają działać.

      Usuń
  2. Wspaniałe miejsce....mogłoby być.
    Znalazłaś piękne pamiątki.
    Wielka szkoda, że to miejsce teraz nie żyje. Chociaż z drugiej strony strach pomyśleć jeśli nie trafiłoby w dobre ręce.
    Dworek o którym pisałam Ci kiedyś (w miejscowości z której pochodzi mój mąż) jest właśnie przykładem, jak piękne miejsce przerodziło się w koszmarek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech właśnie... Powstaje pytanie czy warto robić cokolwiek - nawet źle, czy nie robić nic i czekać na lepsze czasy. Ciężko powiedzieć, ale warto próbować coś zmieniać. Czyli robić coś- nawet mało - byle dobrze. Pozdrowienia:)

      Usuń
  3. A ja sobie od razu zamarzyłam, że mam na takiej wyspie mały pensjonat dla wyjątkowych gości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można pomarzyć ;) na wyspie czy nie - pensjonat świetna rzecz;)

      Usuń
  4. Miejsce z historią i duszą, aż żal że przestało tętnić życiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doszłam do wniosku, że trzeba tworzyć nowe miejsca i nowe historie. Niektórych miejsc nie da się uratować. Poza tym historia właściwie ciągle się toczy - teraz jest tam rezerwat przyrody. Czyli, w pewnym sensie, nadal tętni życiem ;)
      Pozdrowienia:)

      Usuń
  5. Jedyna moja historia mazurska, to wspaniały, harcerski obóz rowerowy:)
    PS. Uprzejmie donoszę,że doceniłam Twe blogowe poczynania, przyznając Ci WYRÓŻNIENIE!!! Szczegóły u mnie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na tej wyspie nie ma żadnych betonowych umocnień. Piszecie o miejscach, w których w ogóle nie byliście.

    OdpowiedzUsuń

Subscribe