Babie lato to jedna z najpiękniejszych pór na Mazurach. Można najeść się do syta jabłek, śliwek, gruszek, pomidorów albo późnych malin. Na szlakach turystycznych nie ma już tłumów, a dni są nadal ciepłe i jasne. Gospodarze wynajmujący pokoje we wrześniu już troszkę odpoczywają i mają więcej czasu by porozmawiać z gośćmi. Nie wykluczone, że na odchodne otrzyma się od nich pierwsze jesienne przetwory. Trudno wyjechać z jesiennych Mazur. Nie tylko dlatego, że przyroda taka piękna i szkoda wracać do miasta, ale i dlatego że bagażnik musi dźwigać dodatkowe kilogramy jabłek, gruszek i słoików. Bez zamkniętych w słoiczkach kawałków Przystani w mieście byłoby troszkę smutniej.
4 komentarze
Pięknie... Kocham Mazury, ach ...gdybym sama miała tam taką przystań;))
OdpowiedzUsuńMoże to kwestia czasu? ;)
UsuńWolę nie zapeszać i póki co pozostawiam tą kwestię w sferze marzeń ;)
UsuńJa, tak jak moja poprzedniczka, marzę o takim zacisznym miejscu. Na razie mieszkam w bloku, ale może kiedyś się nam z mężem poszczęści ;).
OdpowiedzUsuń